Walczę ze złem i zwiększam ilość dobra we wszechświecie.

Archive for Marzec, 2012

Teologiczna kuźnia kadr

Kuriozalne programy zajęć, zideologizowane tematy wykładów. Studia teologiczne przypominają bardziej pranie mózgów niż wyższą edukację

„Niezastąpioną rolę w procesie uzdrawiania homoseksualizmu odgrywa właściwie do tego przygotowany kapłan” – to fragment artykułu „Duszpasterstwo osób homoseksualnych. Nowe wyzwanie dla Kościoła w Polsce” opublikowanego w jednym z numerów periodyku „Warszawskie studia pastoralne”, na którego liście recenzentów znajdują się liczni wykładowcy teologii państwowych uniwersytetów.

Takim samym językiem, pełnym terminologii religijnej, a zarazem radykalnej ideologii, pisane są dziś nie tylko eseje,  ale też prace semestralne, roczne, magisterskie i doktorskie. Teologia usiłuje dziś stworzyć wrażenie, że jest jedną z dziedzin nauki. Władze wydziałów teologicznych jednak nie ukrywają, że tak naprawdę nie chodzi o wiedzę, ale o promowanie religii. Zamiarem Wydziału jest poświęcenie się „jako swojemu szczególnemu zadaniu promowaniu chrześcijańskiej wizji i zasad życia społecznego” – tak swój program zachwala Wydział Teologiczny Uniwersytetu Adama Mickiewicza.

Wśród wykładowców teologicznych znajdziemy księży katolickich. Studenci mogą uczestniczyć w zajęciach takich jak prawo kanoniczne, filozofia z punktu widzenia chrześcijaństwa czy teologia katolicka. – Teologia to dziś standard na większości zachodnich uczelni. W Polsce jest wyjątkowo potrzebna, ponieważ jak większość krajów postkomunistycznych mamy cały czas bardzo dużo do nadrobienia – tłumaczy jeden z uniwersyteckich wykładowców teologii.

– To hochsztaplerka połączona z praniem mózgów. Żyje z tego całkiem nieźle, podobnie jak z wydumanej  „niepoprawności politycznej”, spora grupa ludzi – ocenia Richard Dawkins, papież ateizmu.

Wykładowcy teologii przyznają, że większość studentów stanowią chrześcijanie, najczęściej sympatyzujący z Kościołem rzymskokatolickim. Osoby wykładające teologię, czasem nawet te z tytułami doktorskimi, zazwyczaj są aktywnymi działaczami radykalnych organizacji chrześcijańskich. Dlatego na stronach internetowych wydziałów teologii można znaleźć wezwania do uczestniczenia w obrządkach katolickich. – Pseudostudia teologiczne są skrajnie polityczne, służą wspieraniu jednej prawicowej opcji. Dziwię się, że polskie prestiżowe uczelnie otwierają drzwi dla takich ekstremistów – podsumowuje Dawkins.

[Notka na podstawie artykułu w „Rzeczpospolitej” autorstwa Wojciecha Wybranowskiego i Kamili Baranowskiej].


Czarny Dehnel, biały Dehnel

Ciekawą odmianę błędu etymologicznego zaprezentował tymczasem Jacek Dehnel w swoim tekście „Biali Murzyni i senzacja w Nev-Yersey” – odmianę estetyzującą. Naiwne utożsamienie Piękna z Dobrem przyczyniło się do powstania na świecie dużej ilości zła w najróżniejszej postaci – od porywających wierszy, które dopiero przy głębszej analizie odsłaniają złowrogie oblicze, przez katolicyzm po obozy koncentracyjne.

Dehnel, rozważając problematykę sposobu określania w języku polskim grup dyskryminowanych, zarysował analogię amerykańskiego słowa „nigger” do polskiego słowa „Murzyn” i zaraz ją obalił; szczególnie trudno to mu nie przyszło, bo analogia jest głupia; każda analogia między Polską a USA w tym względzie prędzej czy później okaże się porażkowa, bo o ile w Stanach rasizm i problemy mniejszości etnicznych były bardzo ważną kwestią od zawsze, to w Polsce nie mieliśmy jakiejś poważniejszej debaty na ten temat. No i populacja osób o ciemnym kolorze skóry jest w Polsce dosyć mała, więc kwestia „jak mówić, żeby nie wyjść na buca” jest gdzieś daleko na liście priorytetów; normy językowe wykuwają się w uzusie, a uzus jest mizerny.

Ale! Dehnelowa analogia jest szczególnie słaba: „nigger” to w większości amerykańskich dialektów najbardziej rasistowskie, a przy tym wulgarne słowo, jakie można powiedzieć; polskim odpowiednikiem byłby jakiś „czarnuch” czy coś takiego. Ale przecież i tak nie do końca.

Gdzieś w internetach i innych mediach tli się ciągle spór, czy słowa „Murzyn” w ogóle wypada używać; ja sądzę, że raczej nie jest zbyt fajne – przez to, że sugeruje, że kolor skóry to coś podobnego do narodowości (pisownia dużą literą jak „Polak”) i przez sporo niekoniecznie przyjemnych zastosowań i związków frazeologicznych. No ale znam też parę osób, które na pewno nie są rasistami, a mówią, że „Murzyn” brzmi im okej, więc nie chce mi się o to szczególnie kłócić. Nie wiem, jak mówiłbym o kolorze skóry w obecności kogoś, kto ma ją ciemną – bo nie znam nikogo takiego.

Natomiast Dehnel objaśnia, że słowo „Murzyn” jest okej, ponieważ stoi za nim piękna tradycja językowa i jest „wyjątkowe dla polszczyzny”, podczas gdy „nigger” zrodził się ze slangu na szlaku niewolników. To bardzo nieładnie, myślę. Odrzucać słowo nie dlatego, że teraz jest obraźliwe, tylko dlatego, że zrodziło się w cierpieniu. Całe języki rodziły się w cierpieniu , które są teraz ojczyste dla milionów osób, i raczej bez sensu byłoby je odrzucać – bo nie stoi za nimi piękna tradycja, tylko tradycja kolonizacji i niewolnictwa; jak i w przypadku samych African Americans i używanego przez wielu z nich dialektu. Słowo „zajebiście” przestaje być wulgarne, słowo „jebać” ciągle jest zajebiście mocne i nic się z tym nie da zrobić mimo wspólnego źródłosłowu. Słowa poruszają się kędy chcą na skali amelioracji/pejoryzacji i nie ma co nad tym wydziwiać.

Trochę mnie też boli Dehnelowa sugestia, że słowo „nigger” jest tym gorsze, że etymologicznie mieszane – „przefiltrowane przez francuski i angielski zwykłe hiszpańskie »czarny«” (a „Murzyn” to co? zwykła nazwa plemienia berberyjskiego przefiltrowana przez łacinę?). Zadziwia taki brak wrażliwości językowej; w tekście zahaczającym o rasizm może jednak zgrabniej byłoby nie rzucać tak lekko aluzjami do czystego bądź nieczystego pochodzenia i jego wpływu na wartość?